czwartek, 20 sierpnia 2015

studio time #nonstopmusicchallenge

Jest już bardzo późno... środek nocy, ale korzystając z okazji, że to mój blog, moje przemyślenia, że tutaj mogę się rozpisać na maksa, postanowiłam, że opiszę ostatnie 2 dni, czyli wszystko to, co sie wydarzyło, co czułam i co czuję nadal.

Radość to chyba za mało powiedziane. Nie da się dokładnie opisać moich emocji. To jest coś niesamowitego. Przez te 2 dni, które spędziłam w studio Black Kiss Records, nagrywając moją piosenkę "Cisza wokół mnie" wydarzyło się tyle pięknych rzeczy...
Po prostu wokół mnie pojawili ludzie, którzy uwierzyli w to, co mam. 

Całą relację mieliście na snapchacie, ale tam możecie oglądać ją tylko przez 24h... dlatego:

Pierwszego dnia przyjechałam do studia z myślą, że zrobimy aranż, nagramy wokale i w sumie to to wszystko... ale chyba zapomniałam o najważniejszym - o emocjach. 
Mega przywiązałam się do ludzi, z którymi miałam możliwość pracować i wychodząc ze studia aż się rozpłakałam... 

Wracając do kolejności... nie wiedziałam, że nagroda, którą dostałam, wygrywając w konkursie Non Stop Music Challenge będzie aż tak wielka, że wszystko będzie na maksa dopracowane, zorganizowane. Zdawałam sobie sprawę, że to spełnienie moich marzeń, ale chyba nie do końca wierzyłam, że to wszystko będzie się działo naprawdę. 

Wchodząc do studia poznałam producenta, ekipę z Non Stopów, przyjechała też Saszan i Sebastian Wrzosek. Wszyscy towarzyszyli mi podczas nagrywania i mocno wspierali. Cieszę się, że mnie odwiedzili. Czułam się jak w niebie, widząc jak bardzo chcą, bym była szczęśliwa. O tym, że im się to w 100000000 procentach udało chyba nie muszę pisać. 

Nagrałam fortepian, później główne wokale i zaczęliśmy już powoli coś składać. Aranż jest tak niesamowity, że jeszcze w to nie wierzę. Powtarzam się już, że nie wierzę, ale serio to wszystko do mnie jeszcze nie dociera.

Następnego dnia zostałam już tylko ja, moja Mama, która zawsze mnie wspiera i jest blisko oraz producent - Patryk Tylza. To świetny człowiek. Pracowało nam się najlepiej. Jest mega dokładny i widać, że kocha to, co robi.
Wgraliśmy chórki, gitary i zaczęliśmy pracować, by wszystko brzmiało na maksa dobrze. O 18:00 musieliśmy się pożegnać i wtedy właśnie łzy poleciały już same... 
To były łzy szczęścia, ale chyba trochę pomieszane z żalem, że to już koniec... ale przecież kiedy coś się kończy, to coś się też zaczyna, dlatego wierzę, że to dopiero początek tej całej pięknej przygody ze studiem i z ludźmi, których poznałam <3

Uwierzcie, że właśnie dla takich chwil warto żyć, warto wierzyć i spełniać marzenia...

No to ja jeszcze sobie tu chwilkę popłaczę ze szczęścia, a Wam życzę dobranoc. 

+ zdjęcia





1 komentarz:

  1. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko czekać z niecierpliwością na efekt końcowy ♥

    OdpowiedzUsuń