sobota, 7 lipca 2012

Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło:)

Cześć! Ale dziś było gorąco... nawet nie można było wyjść z domu! Chcę Wam dziś opowiedzieć co przytrafiło mi się po castingu i jak to się stało, że tak naprawdę wcale nie wystąpiłam w programie.
Must Be The Music spełnił moje marzenie (a myślałam, że to niemożliwe:P). Po tym jak zadzwonił telefon i zostałam zaproszona do kolejnego etapu programu rodzice zapisali mnie na pierwszą lekcję śpiewu. Jeeeej jak tak teraz sobie pomyślę... ta radość... nie da się opisać. Byłam tak szczęśliwa, ale też trochę zdenerwowana, bo nie wiedziałam co mnie tam czeka:) Wreszcie nadszedł dzień lekcji i... "nej nej nej", "gi gi gi" - ćwiczenia, z którymi nigdy w życiu się nie spotkałam, ale ten dzień okazał się jednym z najlepszych. Po kilku lekcjach dostrzegłam duże zmiany! Później jednak się wszystko odwróciło, okazało się, że dostałam się z castingu (a raczej precastingu:)) na casting główny z 10 000 osób do 500. Zrobiono kolejną preselekcję i wybrano z 500 osób 200, ja jednak zostałam jako jedna z pierwszych osób na liście rezerwowych do tej szczęśliwej dwusetki. Teraz wydaje się to być śmieszne, ale wtedy byłam rozczarowana. Nie załamałam się, dalej z wielkim zapałem chodzę na lekcje śpiewu. Z jednej strony nie wystąpiłam w Must Be The Music, ale to dzięki temu programowi dostałam szansę by móc się dalej rozwijać. Do zobaczenia! :) 
A na koniec piosenka (od której tak naprawdę wszystko się zaczęło) wokalistki, której nie ma już wśród nas, a miała niesamowity wokal... 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz