poniedziałek, 28 września 2015

Grecja

Wróciłam. Jestem. 
Długo mnie tu nie było, bo jak już można się domyślać po tytule, byłam w Grecji na wrześniowych "wakacjach". Ale zanim o tym tygodniu, spędzonym na wyspie Kos, chcę najpierw podziękować za koncert w Parysowie. 

Wprawdzie był on już trochę dawno, ale pamiętam jakby to było wczoraj. 

Byliście cudowni! Mimo tego, że nie zapowiadało się na wielkie tłumy, to i tak daliśmy radę. Śpiewaliście tak głośno, że spokojnie moglibyście zastąpić kilkutysięczną publiczność. 
Nagłośnienie też nie było najlepsze, ale śpiewanie dla takich ludzi jak Wy wynagradza wszystko. 

Dzięki za ciepłe słowa, wsparcie, pokoncertowe pogadanki, przytulasy i zdjęcia. Ten koncert będę pamiętać bardzo długo. Niektórzy z Was już są bardzo aktywni na moich portalach. To miłe, że po tym, jak pierwszy raz byliście na koncercie, postanowiliście, że zostaniecie ze mną na dłużej. 

Pamiętajcie, że ja będę na zawsze.

Trzymajcie się moi Parysowianie i mam nadzieję, że zobaczymy się jeszcze nie raz <3




Wracając do wycieczki.
Oferty, by wylecieć do jakiegoś ciepłego, europejskiego państwa szukaliśmy cały tydzień, przeszukaliśmy cały Internet i nic. Już prawie mieliśmy się poddać, a tu 2 dni przed odlotem trafiła się wycieczka idealna dla nas. 
Nie zastanawialiśmy się już, tylko braliśmy w ciemno. Potem od razu pakowando i miliony rzeczy, które nagle okazują się przydatne, tak zwane "wezmę, bo się przyda". Też tak macie? :)

Dobra, pakowanie już zostawmy w spokoju. Dzień wylotu.

Tak bardzo się stresowałam. To nie był mój pierwszy lot, a mimo tego w głowie zawsze są jakieś myśli, że coś pójdzie nie tak. Niby samolot to najbezpieczniejsza forma transportu... Tyle, że nie lata się w powietrzu na co dzień i to chyba dlatego zawsze gdzieś w środku jest taka nutka niepokoju. 

"Nutka"? Tak muzycznie się zrobiło :) To u mnie norma. 
W Grecji śpiewałam na karaoke. Może na snapie wstawię jakieś fragmenty (magdabereda).

...

Dojechaliśmy na lotnisko Chopina w Warszawie, odprawa (nikt z nas nie miał broni, więc wszystko poszło gładko), jedzonko i usiedli w samolocie. Wystartowali i lecieli prawie 3h. 

W Grecji musieliśmy przestawić małą wskazówkę o jedną cyferkę do przodu, czyli mieliśmy godzinę w plecy haha.

Wychodząc z samolotu buchnęło na nas wilgotne, ciepłe powietrze. Był już wieczór, więc niezbyt dużo dało się zobaczyć, ale udało się dostrzec kilka palm i piękne, greckie góry. 

Hotel mieliśmy pięciogwiazdkowy + all inclusive, więc mogliśmy jeść i pić bez przerwy. Niby fajnie, ale po kilku dniach miałam już wyrzuty sumienia, że tak dużo jem. Na szczęście spalaliśmy trochę kalorii na basenach i w siłowni. 

No dobra. Przyznaję się. Na siłowni byłam tylko raz, ale na basen chodziliśmy codziennie :) 

Pogoda dopisywała, dopóki nie zaczął padać deszcz, a na niebie zaczęło się błyskać. 
Lało cały wtorek, ale w hotelu byli animatorzy, którzy mieli sposoby na takie niemiłe niespodziewajki. 
Podobno w Grecji nie padało od 5 miesięcy i akurat podczas naszego pobytu spadło mnóstwo wody. Były plusy takiej pogody, bo zapoznaliśmy się z jedną z animatorek - Katy. Niesamowicie miła osoba. Pogadaliśmy z nią po angielsku, pograliśmy w karty i inne gry planszowe. 

Przetrwaliśmy tę pogodę i następnego dnia znów wyszło słoneczko. 
Nie będę opisywać tu każdego dnia spędzonego w Grecji, bo każdy z Was wie co się robi na wakacjach. Plażing, smażing, opalażing + do tego golf, spa i wieczorne show wystawiane przez Animation Team. 

Ostatnie dni spędziliśmy w samochodzie. Wypożyczyliśmy malutkie autko i objechaliśmy całą wyspę. 
Byliśmy w termach, gdzie woda była tak gorąca, że aż się gotowała, zwiedziliśmy kilka miasteczek, kilka plaż i nasze wakacje dobiegły końca. 

Pojechaliśmy na lotnisko i jakimś cudem udało nam się wylecieć do Polski. Piszę, że cudem, bo wszystkie loty z Grecji tego dnia były opóźnione. Ludzie, którzy wracali do Katowic czekali na swój lot aż 15 godzin... Nam się udało i po półgodzinnej obsuwie weszliśmy do naszego samolotu. Odlatując z tego pięknego miejsca, gdzie po jednej stronie można było podziwiać wielkie góry, a po drugiej błękitne morze, łzy kręciły się w oku...
Już tęsknię.

Trochę długi się zrobił ten post, ale mam nadzieję, że dotarliście aż tutaj. Wszystkie widoki i to, co działo sie w Grecji zostanie w mojej pamięci na zawsze. 

Na koniec łapcie moją piosenkę, która ostatnio pojawiła się na moim jutubowym kanale.


...i masa zdjęć ze słonecznej Grecji <3

























poniedziałek, 7 września 2015

Żadnej ściemy, bo tego nie lubię.

Ostatnie posty to praktycznie tylko zdjęcia z koncertów. Tym razem przychodzę do Was z przemyśleniami Magdy. 

To fakt, że dużo się teraz dzieje w moim życiu i nawet nie wiecie jak bardzo jestem dumna z tego, że to nie ja muszę dzwonić i walczyć o swoje, tylko to inni dzwonią do mnie z super propozycjami. 

Dziś czułam się jak sekretarka, odbierając ciągle dzwoniące telefony. 
A to sprawy związane z video do mojej "Ciszy wokół mnie", a to koncert w Rembertowie, sprawy organizacyjne związane z występem na III Mińskiej Gali Mieszanych Sztuk Walk Grappler Night. 

Ogarnęłam dziś na maksa dużo ważnych spraw i mimo tego, że są dni, kiedy trochę mniej udzielam się na portalach społecznościowych to zapewniam, że wcale Was nie zaniedbuję. Wręcz przeciwnie! Szykuję dla Was bardzo dużo nowych rzeczy, niespodzianek i występów.

Niedługo dwa bardzo ważne. Pierwszy już 12 września  - Rembertowskie Pożegnanie Lata. Wystąpię tuż przed SARSĄ. Mimo tego, że będzie to mój króciutki występ to wiem, że muszę dać z siebie milion procent. Wiem też, że niektórzy z Was przyjadą tam specjalnie dla mnie. To chyba najwspanialsze uczucie dla człowieka, który tworzy coś swojego i walczy o marzenia. Być docenianym za to, jakim się jest to coś pięknego. Dziękuję. 

W Rembertowie będziecie mogli usłyszeć moją piosenkę - "Cisza wokół mnie" - w nowej aranżacji, czyli dla mnie podwójny stres. Mobilizujący oczywiście, bo przecież jak wchodzę na scenę i widzę Wasze uśmiechające się mordki to czuję się jak w niebie. 

Będą też Non Stopy. Na koncertach bardzo lubicie je dostawać, a ja się cieszę, że mogę Wam opowiedzieć historię związaną z konkursem Non Stop Music Challenge. Opowiedzieć Wam jak to wszystko się stało, choć czasami sama nie wierzę, że wygrałam. 

Nie wiem czy ludzie, którzy przyznali mi główną nagrodę to czytają, ale chcę, żeby wiedzieli, że jestem im bardzo wdzięczna. I nie to, że się "podlizuję" (chyba tak to się mówiło w podstawówce), po prostu trzeba być człowiekiem w każdym momencie naszego życia i umieć być sobą. Ja jestem sobą, jestem szczera i piszę to, co czuję. Żadnej ściemy, bo tego nie lubię. 

Wiem, że się powtarzam, ale to jedyne miejsce, gdzie aż tak bardzo mogę się rozpisać i przelać wszystkie emocje, które towarzyszą mi w danej chwili. Sami wiecie, że wieczorem zawsze przychodzi taka godzina, kiedy leżycie już w łóżku i myślicie o tym, co do tej pory wydarzyło się w Waszym życiu. Zaczynacie na maksa to doceniać i czuć radość w serduchu, że macie takie życie, a nie inne, że macie marzenia, po które biegniecie każdego dnia, że wierzycie w nie i POWOLI wspinacie się na szczyt. 
Właśnie! Pamiętajcie, żeby robić to POWOLI. Czasami lepiej schodami niż windą. 

Kolejny "rozdział" tej notki to Gala, na której mam wystąpić. Nie chcę zdradzać całego show, ale będzie naprawdę miazga. Musicie tam być! Swoim występem będę otwierać całą imprezę. 
Coś niesamowitego! Już nie mogę się doczekać! 

Z takimi pozytywnymi rzeczami Was tu zostawiam. Trzymajcie się! 
Śpijcie dobrze, rano lećcie do szkoły, a później wracajcie cali i zdrowi do domku :)