poniedziałek, 29 lutego 2016

"i znowu te fałszywe mordy"

Nigdy nie myślałam, że kiedyś odważę się napisać o czymś, co jeszcze niedawno mnie przerastało. Patrząc na to wszystko z perspektywy czasu jestem dumna, że przetrwałam i dałam radę, a uwierzcie, że jeszcze trochę i nie byłabym tą Magdą, którą znacie dziś... 

To chyba mój pierwszy post od 4 lat, który jest tak prywatny. A raczej był, dziś mam zamiar oficjalnie zamknąć ten rozdział i śmiać się z tego, co siedziało we mnie przez kilkanaście lat.


To zacznijmy...

Jestem Magda. Mam 19 lat, a więc śmiało możecie się domyślać, że skończyłam podstawówkę, gimnazjum i liceum. Czyli 3 zupełnie inne szkoły, z zupełnie innymi ludźmi. Od Waszej strony wygląda to normalnie, wszystko tak, jak powinno być. Jak zawsze pozytywnie nastawiona do życia Magda, goniąca za marzeniami, a do tego jedna z najlepszych uczennic, zawsze z wzorowym zachowaniem (no wiem, trochę przypał)... ale czego chcieć więcej?
Ludzie widzieli zawsze tylko to piękno, które opisałam wyżej, ale nie wiedzieli co dzieje się we mnie w środku.

Najpierw podstawówka, zabawy, proste liczenie, czytanki i śpiewanie, ale tylko w grupie. Sama nie potrafiłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Raz chciałam przeskoczyć tę barierę i zaśpiewać na przedstawieniu. Poprosiłam już nauczycielkę, by dała mi szansę, ale po tym jak wstałam i mój głos zaczął trząść się jak galareta pani mi "podziękowała". To chyba najgorsza rzecz jaką może usłyszeć małe dziecko... 

Zazdrościłam innym, że są tacy otwarci, że nie wstydzą się niczego, że są ode mnie lepsi, że dziewczyny z klasy zawsze tak ładnie wyglądają. Tak, przyznaję się - zazdrościłam, bo zawsze czułam się słabsza. Zawsze siedział we mnie jakiś "punkt niższości".

Już wiecie dlaczego Wam ciągle mówię, że zazdrość to najgorsza rzecz świata?
Wszystko czego ode mnie się dowiadujecie to tylko wnioski z popełnionych przeze mnie błędów, z doświadczenia, z tego, że wiem co będzie dalej. Chyba chciałabym Was jakoś ochronić, choć wiem, że czasem trzeba przekonać się samemu.

Problemy z podstawówki jakoś zniosłam. Nie było to tak, że nie chciałam totalnie chodzić do szkoły. Były lepsze momenty i gorsze, u know. 
Mimo wszystko dalej zostałam "niezdarą" i "szarą myszką" - nie lubię tego określenia, ale idealnie odzwierciedlało mnie. 

Jakoś dawałam radę.

Przyszedł czas na gimnazjum. I wtedy właśnie odważyłam się trochę "pocwaniakować", stanąć w końcu na tym samym poziomie co inni. Ja chyba wtedy uwierzyłam w siebie. Gdzieś w głębi miałam tę wiarę, że spełnię swoje marzenia związane z muzyką, że stanę na scenie przed publicznością i nie stchórzę. I tak było! Chyba taką największą moją motywacją była mała dziewczynka z BGT - Connie Talbot. Oglądałam jej każdy występ, obserwowałam to, jak się rozwija. Też chciałam być taka, jak ona. To znaczy chciałam pozostać sobą, ale być szczęśliwa tak, jak ona. Takie szczęście dawała mi tylko muzyka. 

Konkurs piosenki anglojęzycznej - to był mój pierwszy występ. Przygotowywałam się do niego w domu, ale tylko wtedy, jak zostawałam sama. Bałam się śpiewać nawet przed najbliższymi. 

I słuchajcie! Ja zaśpiewałam na tym konkursie! Naprawdę to zrobiłam, odważyłam się, a na dodatek zajęłam 3 miejsce. Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczyło. Schodząc ze sceny poczułam się jak inni, nie czułam się gorsza. To było coś pięknego! Wtedy właśnie zrozumiałam, że to jest moje miejsce, że scena to miejsce, gdzie nie czuję się gorsza, a wręcz przeciwnie. Staję się pewna siebie. 

 To był moment, kiedy poznałam siebie, to wtedy była prawdziwa Magda, a przede wszystkim szczęśliwa. 

Gimnazjum to były moje najlepsze czasy. Otworzyłam się, pozostałam może tą myszką, ale na pewno już nie szarą! Z dnia na dzień czułam się tak, jakbym cały czas stała na scenie. 

Ale 3 lata szybko minęły i znów pojawił się strach, że nie odnajdę się w nowej szkole, a już szczególnie chodzi o ludzi, których w ogóle nie znałam. 
W złe rzeczy jest łatwiej uwierzyć. Niestety w nie uwierzyłam i zaczęło się to samo... ale nie miałam już trudności z występowaniem, a raczej z otoczeniem. Występowanie i muzyka trzymały mnie przy życiu. Brzmi strasznie, ale dokładnie tak było. 

2 lata w liceum były dla mnie jednym z najgorszych okresów w ciągu moich 19 lat. Znów wróciła "stara Magda", zamknięta w sobie, niedostępna, czekająca tylko aż wróci do domu i zamknie się w swoich 4 ścianach. Uwierzcie, że wtedy byłam już u kresu sił. Moja mama na maksa się o mnie martwiła i razem postanowiłyśmy przenieść się do innej szkoły. Przepłakałam mnóstwo nocy, żeby się odważyć, bo przecież to kolejna zmiana, kolejni nowi ludzie...

Piszę Wam to wszystko, bo wiem, że Wy też idąc do szkoły w głowach macie "o nie... i znowu te fałszywe mordy". Miałam to samo i wiem, że z dnia na dzień to niebezpieczne dla Waszej psychiki. Jeśli nie czujecie się gdzieś dobrze to wyjdźcie. Ja tak zrobiłam i to było najlepsze wyjście w moim życiu, które zapoczątkowało niesamowite wejście. Zmiana szkoły to było dla mnie wielkie wyzwanie, ale przyszłam tam z czystą kartką, nikt mnie nie znał i rozglądając się w nowej klasie zrobiłam inaczej niż zwykle - nie zastanawiałam się czy mnie lubią, zastanawiałam się czy to ja lubię ich. Przełamałam się, a strach o to, czy mnie polubią zostawiłam daleko w tyle.

Ten cały mój "punkt niższości" na szczęście jest już mniejszy ode mnie, nie zniknął, ale nauczyłam się nad nim panować. Ta moja przygoda dobrze się skończyła, ale są ludzie, którzy się poddają, a wtedy pojawiają się jeszcze większe problemy. Na początku napisałam, że w końcu się odważyłam o tym napisać, bo dla mnie to już przeszłość, niczego się już nie boję i jestem dumna, że dałam radę się podnieść, kiedy z dnia na dzień upadałam coraz niżej. 

Mam nadzieję, że weźmiecie sobie to wszystko do serca. Jeśli nie macie problemów w szkole to cieszę się, ale mam też do Was prośbę. Wy nie macie tych problemów, ale założę się, że w Waszej klasie na pewno jest ktoś taki, kto do tej pory nie potrafi się odnaleźć w szkole. Dla niego to męczarnia. Wstaje rano i nie ma opcji na pozytywne myślenie. Nie przechodźcie obojętnie obok takiej osoby. Zagadajcie, zapytajcie co słychać. Dla Was to nic trudnego, a dla tamtej osoby wiele znaczy. Taką luźną, koleżeńską rozmową możecie odmienić czyjeś życie i to na lepsze!

I dla tych, którzy przechodzą teraz przez to wszystko tak, jak przechodziłam to ja - jestem z Wami, wiem co czujecie i wiem, że dacie radę! Być może tylko jeden schodek Was dzieli od sukcesu, od tego, żebyście poczuli się lepiej. 
Nie rezygnujcie, zróbcie ten cholerny krok, pokonajcie go. 
"Wszyscy mamy równie szanse".

Właśnie zamknęłam jeden z najcięższych momentów w moim życiu. Wy też to zróbcie i bądźcie szczęśliwi!











3 komentarze:

  1. Jak ja uwielbiam czytać te posty.... :*
    Taka otwartość to poważny krok ;) Życzę Ci, żebyś już nigdy nie bała się tych właśnie poważnych kroków ;)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Skoro Ty byłaś szarą myszką, to ja byłem szarym szczurem, hehe :D I nadal jestem. Dziękuję Ci za ten wpis. On pokazuje, że my, nieśmiali, wcale nie musimy być skazani na niepowodzenia czy brak sukcesu. Dajesz ludziom nadzieję. Dzięki, że jesteś i rozdajesz siebie innym ;)

    OdpowiedzUsuń