wtorek, 16 czerwca 2015

Da się! | koncert Mińsk Maz.

Jeżeli wchodzicie czasem w zakładkę "KONCERTY" to wiecie, że w niedzielę mieliśmy koncert w Mińsku Mazowieckim. Organizatorzy przewidywali 3-tysięczną publiczność. Było Was o wiele więcej. Z tego co się dowiedziałam, ponad 6 000. Nadal nie mieści mi się to w głowie. 

Nadal też nie wierzę, że z tak niepewnej siebie dziewczynki stoję teraz "prawdziwa ja". Bez żadnych barier, bez niewiary w siebie. Niesamowite jak powoli przezwyciężam coś, z czym walczyłam od kilku dobrych lat, z czym tak naprawdę walczy każdy człowiek każdego dnia. 

Kiedyś, nigdy w życiu nie odważyłabym się stanąć na żadnej scenie, nawet na szkolnej, i mimo tego, że występowanie było moim marzeniem (i nadal jest, tylko to już bardziej zaawansowane marzenie, obmyślone dokładnie, ze szczegółami) nie byłam w stanie zaśpiewać przed jakąkolwiek publicznością. 

Pamiętam, gdy w 3 klasie podstawówki przyniosłam do szkoły płytę z piosenkami, bo robiliśmy przedstawienie na Dzień Mamy i Taty. Te piosenki były inne od tych, które słyszymy na każdym szkolnym przedstawieniu. Były też dla mnie mega ważne, bo podczas pobytu mojej Mamy w szpitalu śpiewałam je dla niej, tęskniąc bardzo. (do dziś znam na pamięć wszystkie teksty)

Jeden utwór chciałam zaśpiewać dla Mamy na przedstawieniu. Każdy wiedział, że byłam nieśmiała, że przecież nie dam rady i nic z tego nie będzie. Jednak doszło do tego, że pani chciała mnie "przesłuchać". To przesłuchanie miało sprawić, że rówieśnicy zmienią o mnie zdanie, że ja też poczułabym w końcu pewność siebie, poczułabym to, że ja też jestem kimś, że nie jestem gorsza. 
Niestety, nie potrafiłam wydusić z siebie żadnego dźwięku. 

To przesłuchanie było moją pierwszą próbą ucieczki od tych wszystkich złych myśli. Nie udało się i straciłam wiarę w siebie. Męczyłam się z tym wszystkim chyba aż do 2 klasy gimnazjum. To, co się przez ten czas działo wiem tylko ja i może niech tak pozostanie. 

W końcu jak miałam jakieś 14 lat stało się coś, co znów dało mi mały znak, że dam radę, że jeszcze nie wszystko stracone, że mogę zmienić swoje życie tak, bym czuła się lepiej. 
Wystąpiłam przed publicznością 2 raz, podjęłam kolejną próbę ucieczki. Zaśpiewałam wtedy piosenkę "Wonderful world" na konkursie piosenki anglojęzycznej i zajęłam 2 miejsce. To sprawiło, że wszystko powoli zaczęło sie zmieniać. Muzyka wciągnęła mnie na maksa. Wiedziałam, że tylko ona może mi tak naprawdę pomoc odzyskać siebie, swoją wiarę, poczucie bezpieczeństwa, pewność. 

Dalej to już chyba znacie...

Tak, zaczęłam tworzyć, a teraz? Zdarza się, że spiewam na tak wielkich scenach, że na drugi dzień budzę się i zastanawiam się czy to wszystko dzieje się naprawdę. 

Ludzie pytają skąd ta odwaga. Chyba już nie muszę tłumaczyć. 
1. z miłości do muzyki
2. to cały czas walka o własne "ja", o poczucie własnej wartości


Tak jak pisałam na początku postu - w niedzielę był Mińsk. Stając na scenie, nie widziałam gdzie kończy się ten tłum ludzi. Niesamowite! Naprawdę! Nigdy nie pomyślałam, że będę mogła podziwiać takie widoki. 

Czasami nie wierzę w to, co robię. Czasami myślę "przecież jak zobaczą to znajomi, to znowu będzie to samo", ale już nigdy nie będzie tak samo. Jestem tu, gdzie jestem. I nigdzie się nie wybieram. Kocham swoje życie i idę dalej. Do przodu.

No i... chyba się wzruszyłam. Odbierzcie ten post jak chcecie. Ja jestem dumna z tego, że jestem sobą, że w końcu doceniam to, co robię, doceniam siebie, czuję tę wartość, którą w sobie mam. I nie że jestem jakaś nienormalna, ale zrozumcie mnie. Ja tej wartości nigdy nie miałam i nadal czasem mam z tym problem. Teraz się cieszę, że jest we mnie częściej niż nigdy (o ile tak to można określić) i mam nadzieję, że zostanie do końca.

Wy też wiedzcie, że w każdym z nas jest coś wartościowego, a jeśli czujecie, że coś tu jest nie tak to nie zmuszajcie się, nic na siłę. Nigdy też nie za szybko, ale też nie zwlekajcie. Po prostu - umiar! We wszystkim umiar.











2 komentarze: